TOPORIADA 2009 FRYSZERKA k/INOWŁODZA czyli RPG PACY UMYS
Toporiada 2009 była moją pierwszą Toporiadą jak i moim pierwszym konwentem terenowym, na który się wybrałem, więc nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Ponadto po raz pierwszy zdecydowałem się na zgłoszenie punktów programu. Konwent nastawiony był na nocne sesje i tych z pewnością nie zabrakło. Również mi udało się zagrać dwie bardzo fajne sesje, ale o tym później. Toporiada była zlokalizowany w ośrodku harcerskim, w środku lasu, na zupełnym odludziu. Lokalizacja była bardzo odpowiednia a na dodatek pogoda również była niczego sobie, gdyż przez cały konwent było ciepło. No może nie przez cały, bo jednak nocami bywało nieco zimno. Na razie o Toporiadzie dzień po dniu.
DZIEŃ 0: CZWARTEK 6 sierpnia
Dotarcie do Fryszerki było nie lada sztuką gdyż droga, do położonego ok. 5 km od Inowłodza ośrodka była niemal nieoznaczona (a przynajmniej ta, którą ja wybrałem). Oczywiście organizatorzy stanęli na wysokości zadania i odbierali konwentowiczów nie tylko z Inowłodza, ale też z Tomaszowa Mazowieckiego i Nowego Miasta nad Pilicą. Jednak ja wybrałem wykonanie questa z dotarciem na konwent pieszo. Co w końcu przy pomocy miejscowych bohaterów niezależnych oraz zmotoryzowanych graczy się udało. Po dotarciu na miejsce szybka i sprawna akredytacja, zajęcie łóżek i oczekiwanie na zaplanowanego LARPa. W związku z ciągłym przybywaniem uczestników początek tegoż został przesunięty o ok. godzinę co, jak się miało okazać, stało się nową, świecką tradycją tegorocznej Toporiady. Sam LARP osadzony został w klimacie średniowiecza, a wszystkie założenia pewnie jeszcze są dostępne na stronie tegorocznej edycji Toporiady. W moim odczuciu LARP się udał, ale słyszałem głosy, że nie wszystkim się do końca podobał. Cóż, każdy ma prawo do własnego zdania. Czwartek był jedynym dniem konwentu, kiedy to położyłem się spać przed północą, ale to tylko dlatego, że na ten dzień nie było zaplanowanych żadnych sesji.
DZIEŃ 1: PIĄTEK 7 sieprnia
Pierwszy dzień bardziej rozbudowanego programu. Nawet rozpoczął się punktualnie, o 10. Wybór był szeroki, i chyba nikt nie mógł narzekać na brak atrakcji. Do 4 ścieżek prelekcji i konkursów należy dodać również Games Room w którym zazwyczaj coś się działo oraz Orczy Obóz gdzie zawsze coś się działo. Zaskakująco dla siebie nie uczestniczyłem w zbyt wielu punktach programu, może dlatego, że sam miałem tego dnia trzy. Piątkowym punktem kulminacyjnym był dla mnie konkurs monastyrowy. Pomimo, że niespecjalnie znam świat i konwencję i nie widziałem konkursu od początku (w tym czasie wygrywałem turniej Jungle Speeda) to naprawdę wciągnęły mnie scenki odgrywane przez uczestników. Żałuję, że nie mogłem być na konkursie narracyjnym, bo tenże również musiał być świetny. Niestety w tym czasie miałem swój punkt programu, którego obłożenie mnie nawet nieco zaskoczyło. Potem oficjalne rozpoczęcie Konwentu, krótki program artystyczny oraz błogosławieństwo Sąsiada Benedykta. Trzeba zaznaczyć, że od obiadu, który zgodnie z obietnicami organizatorów był (i chwałą im za to bo gdyby nie to, to pewnie nic bym nie jadł), program był przesunięty o godzinę, więc tradycji stało się zadość. Po oficjalnym rozpoczęciu nastąpił najbardziej integracyjny moment pierwszego dnia, czyli zapisy na sesje. Od początku wiedziałem, że chce zagrać w Poza Czasem i udało mi się osiągnąć swój cel. Sesja była naprawdę świetna. Klimat, który udało się stworzyć w namiocie oświetlonym jedynie kilkoma świeczkami mi bardzo odpowiadał, chociaż nie do końca pasował do tego co działo się na sesji. Nie będę Sąsiada reklamował tym co najbardziej mi utkwiło w pamięci, bo jego reputacja może tego nie wytrzymać, ale takiego śmiechu jak w tej sytuacji nie miałem nigdy. Sesja zakończyła się około 3:30 nad ranem więc właściwie nastał już dzień 2. Jeżeli chodzi o ten dzień to nie mogę sobie wybaczyć jedynie, że przegapiłem dupcenie córki wodza orków.
DZIEŃ 2: SOBOTA 8 sierpnia
Drugiego dnia, w związku z późnym zakończeniem sesji i głośnym chrapaniem konwentowiczów w namiotach o godzinie 10, kiedy to miał się rozpocząć program, został on przesunięty od razu o godzinę. Tych, którzy o 11 jeszcze spali obudził Jaśnie Wielmożny Michał Mochocki prezentując jak działa pistolet na czarny proch. Znów program był nasycony po brzegi, ale ja wybrałem rozgrywkę w Agricolę w Games Roomie, która potrwała dobre dwie i pół godziny albo i dłużej. Punktem programu, którego w sobotę nie można było przegapić był Konkurs Zombi, podczas którego ośmiu zwykłych konwentowiczów przeobraziło się w żądne krwi i arbuzów zombi. Rzut wątrobą, żonglowanie jelitami i pogoń za kamerzystą (poza konkursem) były chyba najlepszymi momentami soboty. Po obiedzie można było sobie posłuchać jak to z Toporami bywało i dlaczego stowarzyszenie to wkrótce zostanie wpisane na listę wrogów kościoła (dodane przeze mnie po wysłuchaniu co dzieje się na spotkaniach Toporów i jakich ludzi stowrzyszenie zrzesza). Następnym punktem programu był konkurs dla inteligentych inaczej, przed którym jednakże widzowie urządzili sobie własne zawody w rzucaniu szyszką do celu. W tym samym czasie u orków odbywało się święto chmielniaka szamanowego Totem Potem, którego nie można było przegapić. Właściwie nie powinienem nic po nim pamiętać, ale na szczęście nie jest aż tak źle więc mogę stwierdzić, że komitet kolejkowy do zapisów na sesje ustawił się na jakieś pół godziny przed zapisami. Te sesje, na które się nastawiłem niestety nie odbyły się, ale i tak zagrałem najbardziej pojebaną sesję w swoim życiu. Neuroshima u Prozaca z ludźmi z Toporiadowego złomowiska była sesją grupy porąbańców, których bohaterowie odstawiali najróżniejsze cuda, ciągle ćpali albo inne takie. Naprawdę było...eee...dziwnie, ale świetnie. Po zakończeniu sesji króta sesja szowinistyczno-rasistowsko-konwentowych dowcipów przy ognisku i oczekiwanie na oficjalne zakończenie. Zakończenie konwentu przebiegło bez zaskakujących zwrotów akcji, pozbywania się części odzienia przez organizatorów i temu podobnych rzeczy, ale dowiedzieliśmy kto został laureatem Złotych Toporów i dlaczego następna Toporiada będzie jeszcze lepsza. Po zakończeniu zostaliśmy zaproszeni na koncert piosenek Jacka Kaczmarskiego, który trwał niemal do rana oraz na ognisko, które z udziałem mniejszego grona konwentowiczów trwało niemal do rana. Dzień 2 skończył się dla mnie około 5, kiedy to zdecydowałem się opuścić ciepłe okolice ogniska i położyłem się na chwilę spać. Na chwilę, bo już o 6 wstałem by udać się na questa powrotu do na dworzec autobusowy w Inowłodzu i powrotu do Warszawy. W związku z pośpiechem i wczesną godziną, nie żegnałem się z prawie nikim, więc żegnam się z tego miejsca. Do zobaczenia za rok!. Z mojego punktu widzenia Toporiadę 2009 uważam, za bardzo udaną i czekam na więcej. Głównym problemem były sanitariaty, które z reguły nie działały i umiejscowienie ogniska nieco zbyt na uboczu. No ale czekam z niecierpliwością na przyszły rok.
Autor: Aleksander "Mag" Gruszczyński
*Test zaczerpnięty z serwisu Yes No Maybe... i dostępny w oryginalnej postaci pod tym adresem:
http://asg-yesnomaybe.blogspot.com/2009/08/toporiada-2009-relacja.html