Tegoroczną Toporiadę mogę z czystym sumieniem nazwać najlepszym konwentem, na jakim miałem okazję gościć. Nie przesadzam nawet odrobinę, a chciałbym jednocześnie dodać, że na niejednym zlocie miłośników fantastyki pojawiała się moja skromna (no, może nie do końca) osoba.

Przepiękna okolica konwentu we Fryszerce
To była już piąta edycja tego wyjątkowego konwentu, organizowanego przez Topory - Rawskie Stowarzyszenie Miłośników Gier Fabularnych i Fantastyki. O wcześniejszych słyszałem już wielokrotnie. Zachwycali się nimi m.in. Jacek Komuda, Michał Mochocki i Mateusz „Craven” Wielgosz. Nie mogłem za bardzo uwierzyć w to, że wszyscy trzej prawie opluwali sobie brody, wymyślając kolejne przymiotniki od słowa „zajebisty”. W dodatku Jankoś (niewtajemniczonych informuję, że to szycha Toporów) molestował mnie już od kilku lat, bym w końcu ruszył swój krakowski tyłek i zawitał w okolice Tomaszowa Mazowieckiego. I tak o to udało mi się w końcu wyjechać na konwent organizowany przez ekipę z Rawy.
Toporiada w tym roku błyszczała świetną stroną internetową, której powinni zazdrościć inni twórcy konwentów. Oprócz najbardziej podstawowych materiałów o imprezie jest masa dodatków i prężne forum dyskusyjne rawskiego klubu.
W tym roku program był dość obszerny. Z racji tego, że dziwnym zbiegiem okoliczności udało się ściągnąć do Fryszerki największe sławy związane z grą fabularną Dzikie Pola pojawiło się sporo prelekcji i punktów związanych z tym sarmackim systemem. Zawitał sam Jacek Komuda, Michał i Ola Mochoccy, JWP Tomasz Wolski, Marcin „Kaczor” Baryłka i oczywiście moja nieskromna osoba. Specjalnym gościem konwentu był także pisarz - Witold Jabłoński.
Wracając jednak do atrakcji konwentu, warto dodać, że oprócz masy różnego rodzaju spotkań, konkursów i prelekcji konwent Toporiada błyszczy w Polsce dużą ilością LARPów i ogromną liczbą sesji RPG. Każdy kto chciał, miał ochotę zagrać u wielu Mistrzów Gry w przeróżne systemy. Sporo sesji było wyraźnie oznaczonych jako gry dla początkujących graczy, więc nawet „świeżynki” bez obaw mogły spróbować eRPeGowania. Nie sposób nie wspomnieć o tym, że każdy Mistrz Gry oprócz przestronnego namiotu w środku lasu, miał pełne wsparcie organizatorów w postaci podciągniętego kabla z prądem, świeczek itp. Czapki z głów!

Kaczor, ARTUT i Michał Mochocki
Absolutnie najciekawszą atrakcją Toporiady jest jednak miejsce samego konwentu. Miejscowość Fryszerka koło Inowłodza (około 16 km od Tomaszowa Mazowieckiego) jest położona w idealnym miejscu. Ogromny ośrodek harcerski ma wszystko to, co jest potrzebne dla dobrego konwentu. Oprócz pięknego lasu, w środku którego położony jest obóz, pełno tam drewnianych domków, w których można wygodnie nocować. Jest też zaplecze w postaci łazienek, toalet, umywalni, kuchni i wielkiego ogniska. Oczywiście wszyscy chętni mogą spać w namiotach.
Organizatorzy przygotowali także kilkanaście wojskowych namiotów, w których odbywały się prelekcje i sesje. Był także sklepik konwentowy, w którym sprzedawano jedzenie, napoje i gdzie lano z kija pyszne zimne piwo. Pogoda dopisała, więc zimny browar znikał w przepastnych gardzielach konwentowiczów z niesamowitą szybkością. Żeby tego było jeszcze mało, to kilka kroków od ośrodka płynęła piękna i czysta rzeka Pilica, w której uczestnicy chętnie się moczyli. Odbyło się w niej kilka ciekawych prelekcji, a nawet LARP na podstawie książek Jacka Komudy pt. Galeony Wojny. Niestety nie udało się zorganizować finałowej wielkiej bitwy morskiej, bo w zimnej wodzie wszystkie armaty zmniejszyły się do wielkości małych kilkufuntowych falkonetów :)

Droga do rzeki była dość mocno uczęszczana...
Skoro już jesteśmy przy opisie lokalizacji, to kolejnym genialnym pomysłem na Toporiadzie jest orczy obóz. Kilkunastu wariatów wybudowało wioskę zielonoskórych dzikusów, w której odbywało się kilka LARPów (w tym LARP nieustający). Oczywiście mieszkańcy byli odpowiednio ubrani (choć w zasadzie należy napisać „rozebrani”). Wszyscy pomalowani na zielono… Do tego namioty, sztandary, czaszki upolowanych wrogów i tym podobne cuda. Do tego wszystkiego pojawiło się kilka orczyc. Dla samych zielonych krągłości warto było się tam wybrać. Brawa na stojąco!
Fani Neuroshimy też dali coś od siebie. Postnuklearny obóz także robił niesamowite wrażenie.
Jacek Komuda miał okazję poprowadzić prelekcję o koniach, na której pojawiły się dwa żywe osobniki. Można było na nich zasiąść i poczuć się przez chwilę jak prawdziwy Sarmata. Michał Mochocki uczył fechtunku szablą i prezentował jak się strzela z prawdziwej czarnoprochowej krócicy. Ja opowiadałem między innymi o pijackich skandalach fandomowych, tradycyjnie ulepszając wersję historii „picia po krakowsku”. Odbyła się także rekonstrukcja historyczna tej alkoholowej awantury. W głównej roli wystąpiłem ja, a moi dzielni koledzy wlekli mnie po trawie…
O tym konwencie można by pisać jeszcze bardzo długo. Multum niesamowitych atrakcji, wspaniali ludzie, genialne miejsce… Szkoda, że w Krakowie zarżnięto wszystkie wspaniałe imprezy i aby wziąć udział w zlocie miłośników fantastyki trzeba jechać kilka godzin Polskimi Kolejami Państwowymi. Raz jeszcze gratuluję organizatorom i z góry zapowiadam, że kto chce stracić okazję udziału w absolutnie, totalnie odjechanym konwencie, niech w przyszłym roku zostanie w domu i nie jedzie na Toporiadę 2010!
Autor: Artur "ARTUT" Machlowski
*Test zaczerpnięty z portalu Valkiria Network i dostępny w oryginalnej postaci pod tym adresem:
http://valkiria.net/index.php?type=special&area=1&p=articles&id=15217